Felrum Nignes
Wolne Ziemie => Podziemia => Wątek zaczęty przez: Ivy w Czerwiec 16, 2014, 17:03:36
-
(http://th08.deviantart.net/fs71/PRE/f/2012/021/c/1/c14fbb07fc936cb4ad23d0bdaf5e0079-d4n4zuk.jpg)
Głęboko pod ziemią znajdują się długie korytarze prowadzące do lochów.
-
Nie miała co robić, więc polazła do lochów. Dosyć długo spacerowała sobie tymi jakże zajebiaszczymi korytarzami, aż w końcu przystanęła, podeszła do jednej ze ścian i pazurami zaczęła na niej wydrapywać jakieś wzory. Ślady pazurów po kilku minutach zaczęły układać się w rysunek przedstawiający kirina. Shinda odeszła od ściany kilka kroków i spojrzała na swoje "dzieło". Zabawnie przekręciła łeb- jak to miała w zwyczaju, po czym postanowiła kontynuować swoją "wyprawę" i zniknęła w korytarzu.
-
Powolnym krokiem szła przez lochy, od czasu do czasu zatrzymując się i wydrapując na podłodze lub ścianach różne rysunki: kruka, węża, pegaza i lwa. Po jakimś czasie usiadła w kącie i zaczęła wylizywać sobie łapy.
-
Minęło kilka godzin. Znalazła wyjście z lochów i poszła gdzie indziej.
-
Postanowiła ponownie odwiedzić to miejsce. Cały czas myślała o "świetlistym lesie", w którym ostatnio przebywała- szkoda, że nie mogła zostać tam dłużej, było tam przecież tyle ciekawych rzeczy do obejrzenia. No nic, stwierdziła, że kiedyś spróbuje ponownie dostać się na tereny Światła.
W pewnym momencie przypomniała sobie o "rysunkach", które wydrapała poprzedniego dnia na ścianach lochów. Odszukała obraz przedstawiający kirina. Przyjrzała się mu- czegoś w nim brakowało... Po chwili namysłu "dorysowała" mu na szyi niewielki medalion, podobny do tego który sama nosiła na ogonie.
-
Następnie odszukała rysunek przedstawiający pegaza- w sumie...jemu też czegoś brakowało. Kilkoma ruchami pazura "dorysowała" mu róg na czole, zmieniając go w alicorna. Odeszła i położyła się pod przeciwległą ścianą. Oparła głowę o przednie łapy i co jakiś czas zerkała na wydrapanego w ścianie konia.
-
Po około 20 minutach wstała i wyszła.
-
Wbiegł do lochów razem z gepardzicą i rzucił nią o ścianę, przywołał dwa Cienie. Jeden z nich oblepił ciało gepardzicy sprawiając, że stała się widoczna, a drugi przygniótł ją do ziemi. Gepard spojrzał z pogardą na Świetlika.
-No proszę, tak łatwo się dać złapać... Nie wierzę własnym oczom. - zaśmiał się i z niecierpliwością oczekiwał przybycia Mavericka. Wykorzystał to, że jest w lochach i przykuł kocicę do ściany.
-
- Idiota! - krzyknęłam - Myślisz że to koniec? Oj mylisz się! - dodałam. Czemu mnie przykuł do ściany?! Mam pewien pomysł.
- Honte à vous! Vous êtes un idiot! - krzyknęłam do niego - Nie myśl że się poddam! - mój francuski może go rozwali. Zobaczyłam sokoła.
-
Słowa gepardzicy rozbawiły Cermora, jakby potrafiła tylko wyzywać innych od idiotów.
-No to proszę bardzo, pokaż jaka jesteś waleczna. - Uśmiechnął się szyderczo i wysłał jeden Cień, który spowodował koszmary u Świetlika.
-
Tak sobie ze mną pogrywa! Lecz nie zauważył sokoła. Co on ma z tymi cieniami. Muszę go ignorować, nie przejmować się. Myśli o czymś miłym. Myśl.
-
Zajrzałem przez kraty lochu.
-Ej-szepnąłem do Indiny, i posłałem jej szeroki uśmiech.
-A do pana mam pewną wiadomość. Mamy jednego z waszych. Pakt jest taki: Wy oddajecie gepardzice, my tygrysa. Piszesz się?-zapytałem Cermora.
-
Kiedy zobaczyłam Siriusa przestraszyłam się. Lecz kiedy posłał mi uśmiech uspokoiłam się. Też się do niego uśmiechnęłam. Nadal walczyłam z koszmarem.
-
Spojrzał na kraty gdzie Świetlikowa sierota się pojawiła, jeszcze jakieś pakty proponuję? Gepard odpowiedział.
- I ja mam wam zaufać? Prędzej świnie zaczną latać niż ja się zgodzę na twój pakt. Jak ja mam mieć pewność, że nie chcecie mnie oszukać? - warknął. Chociaż Mavericka nadal nie było. Chyba go nie dopadli...
-
-Po pierwsze, świnie nie będą latać, po drugie, chyba ci zależny na przyjacielu-powiedziałem ironicznie.
-Albo się zgadzasz, albo trudno. Ja poczekam jeszcze z 10 min.-dorzuciłem, po czym siadłem przed zamkiem.
-
Gepard parsknął.
- Niech będzie, ale do wymiany dojdzie dopiero jutro. I na których terenach ma się ona odbyć? - zasyczał. Dał dzień Maverickowi, być może do tej pory uda mu się uwolnić i uciec, jeśli nie to trudno, potem pożałuję tego, że dał się złapać.
-
- O nie. Nie będę tu przebywać przez całą noc. Wybij to sobie z głowy, szlamo. - powiedziałam. Koszmar nie jest już taki straszny ponieważ wiem co mam robić.
-
- Zamknij pysk, marna cioto. Ty akurat nie masz nic do powiedzenia, możesz jedynie skamleć. - odrzekł znużony gepard. Jeden z Cieni gdzieś pomknął i za chwilę wrócił z nożem, musiał go znaleźć w którejś z sal, albo w jakimś więzieniu. Cień podszedł do kotki i starym nożem, na którym pojawiały się już plamki rdzy, rozorał jej boleśnie bok.
- Jeden dzień, jutro w południe was znajdę. Jeśli Ci coś jeszcze nie pasuję to mogę zabić ją tu i teraz.
-
Au. Ja go zabije.
- A daj mi już spokój. W sensie już nic mi nie mów. - powiedziałam.
-
Gepard spojrzał w kraty, dzisiaj się wymienia z Świetlikami. Lampart najwyraźniej nie zamierzał się stąd ruszać, ale trudno, to jego problem. Rozkuł gepardzicę po ,czym przywołał dwa Cienie, które chwyciły ją i razem w Cermorem wyszli z lochów.
-
Dołączyłem się do Cermora, idąc za nimi (wychodzę)
-
Lucyfer weszła do Lochów. Usiadła sobie przed ścianą i patrzyła na obrazki zwierząt. Coś jej to mówiło. Przypomniała sobie obrazki z jednej książki od Alchemii. To były jakieś czary o ile pamiętała. Dotyczyły Nekromancji. Tylko raz w jej życiu przywołała zwierze do życia i był nim lis. Po długiej obserwacji zwierzęcia zdechł po 35h. Długo przeżył. Przeciętny Nekromanta przywołuje zwierze na nie dłużej niż 24h, a Lucy przywołała na dłużej. Pamiętała, że ktoś z jej stada, jakiś Szaman, powiedział jej, żeby uczyła się Nekromancji bo być może, że w przyszłości zostanie Nekromantą. Początkowo w to nie wierzyła, lecz teraz chce ponowić swoją naukę na temat Alchemii i Nekromancji. Gepardzica z ciekawością przyglądała się znajomym obrazkom.
-
Lucyfer wyczytywała z tajemniczych znaków różne czary. W pewnym momencie pająk Lucy się obudził i wyszedł z kryjówki w grzywce kotki. Zeskoczył z głowy Lucy i wspiął się na sufit po czym zaczęła przędz pajęczynę. Gepardzica myślała nad tym, czy nie iść do Cermora i się zapytać czy może zmienić stanowisko z Zwiadowcy na Szamana, gdyż to Zwiadywanie nie wychodzi jej najlepiej. Młoda gepardzica zastanawiała się również, czy nie zacząć przepisywać wszystkich tych obrazków na jakimś papirusie. Dobrze wiedziała jak zrobić papirus, tylko czy na terenach Klanu Cienia rosną wszystkie potrzebne rośliny? Powiedziała sobie "Zapytam się później przywódcy..". Kotka ruszyła w stronę wyjścia. - Lilith! - przerwała robotę pająka - dokończysz to kiedy indziej. Idziemy. - powiedziała gepardzica i spojrzała na pająka, który wraca na głowę swojej pani. Lucyfer wyszła wraz z Lilith.
-
Weszła. Korytarz którym szła od wejścia do podziemi zaprowadził ją aż tutaj. Tak. to właśnie było odpowiednie miejsce do przetestowania swojej mocy. Rozejrzała się. - Halo? - na wszelki wypadek wolała zapytać. Nikogo nie było. Pusto. Siadła i spróbowała przywołać w pamięci słowa dawnych nauczycieli i opiekunów o jej mocy. To było bardzo dawno, jeszcze zanim do stada światła dołączyła. Coś mówili o tym żeby uważała żeby do duchów nie mówić. I że jeśli ona je widzi to znaczy że one ją też widzą. No bynajmniej tak jakoś to było.
-
Znalazła loch który wyglądał na zakrwawiony. Bynajmniej tak myślała bo plamy były bardzo stare. Były tu też jakieś kości. "Duchy zazwyczaj krążą wokół miejsca w którym zginęły ich żywe postacie." Pomyślała, przypominając sobie to co mówiła Werona - pantera która ją uczyła gdy miała miesiąc. Skupiła się. Świat wokół niej nabrał szaro buro czarno mrocznych barw. Tak się działo gdy mocy używała. Poczekała chwilkę, rozejrzała się. "No nie, żadnego ducha?" pomyślała. Wokół niej dalej było pusto. Wstała przeszła kilka kroków naprzód. Nic, dalej nic. Odwróciła się i zobaczyła zakrwawionego czarnego kota. Skrzywiła się - nienawidziła krwi. Nagle kot odwrócił łeb w jej stronę, z jego oczu i pyska ciekła krew. Vika z piskiem odskoczyła do tyłu, mimo że świat powrócił do normalnych barw, a duch kota nie był już dla niej widoczny. Potkneła się o jakiś kamień i przewróciła tracąc przytomność.
-
Obudziła się, strasznie ją bolała głowa. Wyszła chybotliwym krokiem.
-
Weszła do lochów znudzona, a gdy chłodne powietrze podrażniło jej zdarte gardło, skrzywiła się. Nuda i nie przyjemnie, pomyślała, ale została wbrew sobie. Chodziła od lochu do lochu i patrzyła. Bezsens, myśl kołotała się po umyśle, ale i tak została. To miejsce zaczynało ją fascynować.
-
Wreszcie znudzona, odeszła.
-
Przylazła tutaj znowu nie wiadomo po co. Odnalazła szybko loch w którym widziała ducha. Wyglądał tak jak poprzednio. Skupiła się przywołując moc. Udało się. Wszystko wydało jej się ciemniejsze i bardziej mroczne. Rozglądnęła się. Tak jak się spodziewała duch tu był. Leżał w kącie lochu i patrzył na nią. Krew która wcześniej wypływała mu z pyszczka i oczu tym razem była zaschnięta. Viki dopiero teraz zauważyła że kot ma szpiczaste uszy i pyszczek. Podeszła i usiadła. "Dobrze że nikt inny cię nie widzi" pomyślała.
-Cześć, jestem Viktoria - powiedziała zapominając o wszelkich zasadach. Ktoś mógłby pomyśleć że gada do siebie.
-
Usłyszała głos w swojej głowie. "Widziałaś znaki?"
-Tak, widziałam... - troszkę się zdziwiła. Skąd ten kocur wie o znakach? No i co to wogóle za znaki?
"Wołałem cię" W tej chwili duch zniknął. Jakby rozmył się w powietrzu. Została tylko czarna mgiełka. Viki potrząsnęła główką i po kolorach lochu rozpoznała że już mocy nie używa. Polożyła się w kącie po drugiej stronie i zaczęła rozmyślać.
-
Przeciągnęła się bo zachciało jej się spać. Jednak wiedziała że tutaj zasypiać nie powinna. Wstała i powstrzymując senność wyszła.