Felrum Nignes
Terytoria Stada Cienia => Lecznica => Wątek zaczęty przez: Cermor w Czerwiec 15, 2014, 18:17:35
-
Miejsce gdzie medycy i szamani lecza rannych i chorych.
(http://www.wallpaperup.com/uploads/wallpapers/2013/03/06/48540/big_thumb_3fd909c26f8fddc01448459c8184af16.jpg)
-
Weszła. Dotarła do lecznicy Cieni. Było to najczulsze miejsce, bez niego Ciemniki nie będą gdzie leczyć rannych, a Ivy zamierzała zniszczyć im to miejsce. Wszędzie tu znajdowały się pnącza, drzewa, krzewy, mchy.
Wystarczyła kula ognia, by miejsce to zaczęło płonąć jak zapałka. Lecznica Cieni spłonie, beż wątpienia, a przez dłuższy czas w powietrzu będzie czuć dym i będzie tu mnóstwo popiołu.
Jej czyn był ostry, a kilka osób z jej klanu zapewne będzie jęczeć przez zniszczenia, które poczyniła Ivy, kocica nie życzyła sobie tego jednak.
Wyszła.
-
Weszła do lecznicy. Z zdziwieniem stała wpatrzona w idealną destrukcję. Niestety, miejsce należy do terenów Klanu Cienia. Z strachem przechodziła przez spalone uliczki. Nadal wszystko stało w płomieniach. Gepardzica szybko zmaterializowała swoje skrzydła i kilka razy potrząsnęła skrzydłami, aby ogień zgasł. Tak się stało. Jej skrzydła znikły a ona usiadła na ziemi.
-
Znudziła się zniszczonym miejscem. Zastanawiało ją jaka będzie reakcja Cermora. Wyszła.
-
Stanęła w wejściu do Mszałki (tak nazywała to miejsce). Osłupiona wpatrywała się w zniszczone miejsce. Poczuła lekkie ukłucie w sercu. Patrzyła jak popiół tańczy w powietrzu unoszony przez lekki wiaterek.
- Kto to zrobił?- zapytała sama siebie
Nie mogła znieść widoku spalonej lecznicy. Wyszła.
-
Gdy ujrzała zniszczone miejsce, zdziwiła się. Czyż Klan Cienia nie pilnuje swych terenów? Kto mógł zrobić coś tak potwornego? Nie znając odpowiedzi szybko odbiegła. Nie chciała na to patrzeć.
-
Lucyfer weszła spokojnym krokiem. Obejrzała się na wszystkie strony. Chciała naprawić to miejsce do stanu w jakim było wcześniej. Zerwała kilka liści z drzew, które leżały na ziemi i zaczęła zmiatać kurz i popiół. Gdy skończyła zaczęła zbierać opadłe liście w jedno miejsce - być może się przydadzą Szamanom. Następnie Lucy zmieniła się w Lucyfera I, aby móc przenieść drzewa. To nie było łatwe. Wszystkie drzewa ważyły trochę. Na sam koniec poukładała wszystkie kamienie tak jak były wcześniej poukładane. Zmęczyła się trochę przy tym. Znów zmieniła się w normalną siebie i usiadła sobie na kamiennych schodach. Wiedziała, że jeżeli ma być perfekcyjna w sprzątaniu to będzie musiała jeszcze kilka rzeczy zrobić.
-
Po długiej przerwie wstała z zimnych schodów. Nie wiedziała co mogłaby jeszcze zrobić. Co by mogło polepszyć sytuacje tego oto miejsca? A co jeżeli ta choleryczka znów tutaj przyjdzie i zniszczy to miejsce? Cała robota Lucy poszła by na marne. Znalazła trochę mchu obok kamieni i znów na nie mech zarzuciła, żeby wyglądało to tak jak było to przedtem. Porozglądała się chwilę naokoło i nie wpadło jej co mogłaby więcej zrobić. Położyła się na ziemi i myślała co mogłaby zrobić.
-
Lucyfer zasnęła nieświadomie, lecz obudził ją pająk. Pochwalił się swoim czynem - zrobił ogromną pajęczynę w którą wpadło już kilka owadów. Lucy wstała i rozciągnęła się. Myślała co by tu zrobić. Lilith wskoczyła na głowę swej przyjaciółki. Po chwili namysłu poszły.
-
Lucyfer weszła spokojnym krokiem. Była zmęczona dzisiejszym dniem mimo to, że nic nie zrobiła. Położyła na jednym kamieniu rośliny i podzieliła na trzy grupy; lecznicze, trujące i nieznane. Będzie musiała sobie znaleźć zwierzątko do eksperymentów, aby móc spróbować wypróbować tajemnicze rośliny. Ostry przyrząd położyła oddzielnie. Pająk Lucy zeskoczył z jej głowy i wrócił na swoją pajęczynę. Gepardzica myślała co mogłaby zrobić z nowym znaleziskiem. Usiadła sobie na ziemi i wpatrywała się w rośliny.
-
Wgapianie się w rośliny nic nie dało Lucyfer.- Lilith, zostań tutaj. Ja idę się przejść. - spojrzałam na pająka, wstałam i wyszłam.
-
Wróciła w nowo odbudowane miejsce. Nie chciało się jej cokolwiek robić. Idąc tak potknęła się i wywróciła. - Co za niezdara - mruknęła sama do siebie. Skuliła się na ziemi na której leżała i schowała pyszczek w łapach. Była smutna, ale nawet nie wiedziała dlaczego. - Dlaczego radość już nie gości w mym sercu..? - zapytała samą siebie. Przykryła oczy łapami, aby nie móc dostrzec światła.
-
Lucyfer znów zasnęła nieświadomie. Wstała. - Lilith! Idziemy poszukać roślin. - zawołała swojego pająka. Ona posłusznie zeszła z pajęczyny i wskoczyła na głowę swojej właścicielki. Wyszły.
-
Lucy weszła z nowymi okazami roślin. Położyła je na ziemi i zaczęła rozdzielać do odpowiednich grup. Lecznicze do leczniczych, trujące do trujących, a nieznane do nieznanych. Pająk Lucy zszedł z jej głowy i wspiął się na drzewo i znów schowała się w liściach drzew niedaleko obok pajęczyny i czekać na owady. Lucyfer uśmiechnęła się w stronę pracowitego pająka. - To, ty pilnuj swojej pajęczyny a ja pójdę po następne rośliny - powiedziała spokojnie i wyszła.
-
Lucy wróciła w jej ulubione miejsce. Znów zrobiła tak jak przedtem - poukładała rośliny w stertach, których powinny być. Później zaczęła się rozglądać za spróchniałymi drzewami, które niedawno uprzątnęła. Znalazła je szybko. Wzięła również do pyska ostre narzędzie. Odcięła duży kawał drewna. Pocięła go na mniejsze kostki. Wyszły średniej wielkości. Odpiłowała mały kawałek zewnętrzny - miał robić za pokrywkę. Zaczęła wydobywać drewno z środka aby było można wlać do małego drewnianego pudełka miksturę, lub wywar. Uradowana Lucyfer zakończyła swą robotę. Poukładała niedaleko roślin pudełka z pokrywkami. Podeszła do pojemnika z wodą. Zastanawiała się, co mogłaby zrobić. Bo mogła wiele. Wzięła kilka roślin leczniczych i wrzuciła do wody. Niedaleko jej leżał patyk. Pomieszała nim. Wywar pięknie pachniał. Bała się go skosztować, więc wlała trochę do małego pudełka i wyszła razem z nim.
-
Wróciła do Ambulatorium z pudełkiem. Do połowy z wszystkich pudełek wlała miksturę leczącą. Po kolei brała po dwa pudełka i zanosiła je w bezpieczne miejsce - do wnętrza świątyni. Kilka razy tak przeszła. Na zewnątrz zostały puste pudełka, a w wielkim zbiorniku na wywary nie było wody. Dziwne było to, że na miejscu wody, ona szybko wróciła tajemniczym trafem. Lucyfer wzięła garść wilczych jagód i kilka pokrzyw i dorzuciła trochę liści nieznanej jej rośliny. Pomieszała tym samym patykiem, gdy go wyjęła nic z niego nie było. Cały się spalił. Lucy poczekała, aż wywar ostygnie. Nabrała do pudełka i tak jak przedtem udała się nad rzekę, poeksperymentować na rybach. Wyszła.
-
Wróciła uradowana. W resztę pudełek nabrała zabójczą miksturę i odniosła ją w to samo miejsce, gdzie była leczniczy wywar, lecz żeby się mikstury nie pomyliły w każdym pudełku z śmiercionośnym wywarem napisała pazurem zamoczonym w czarnej mazi ,,X''. Odniosła wszystkie do małego pomieszczenia. Zbrakło pudełek. Lucy odcięła kolejny kawał drewna i zaczęła ponawiać swą ślusarską robotę w robieniu pudełek na miksturki.
-
Gdy Lucy skończyła zabawę w ślusarza odniosła pudełka do środka i wyszła. Chwilę się rozglądała i podziwiała widoki, których nigdy nie doceniała. Nabrała powietrza i odetchnęła. Pająk Lucy spał sobie w liściach drzew, więc Lucy wyszła nie obawiając się o niebezpieczeństwo swojej pupilki.
-
Lucy weszła z nowym znaleziskiem. Rozdzieliła wszystkie rośliny i wpatrywała się w nie myśląc co można by było z nimi zrobić.
-
Odnalazła Lucyfer i położyła przed nią swoje znalezisko.
- proszę. W środku jest trochę zielonych, trujących glonów oraz czerwonych i fioletowych kępek o nieznanym mi działaniu. A po za tym, powiedz mi, co wiesz o Krakenie?
-
Uśmiechnęła się do Mici - Arigatoo..! Co oznacza dziękuję po Japońsku.. - spojrzała na znaleziska i ponownie spojrzała na tygrysicę - O Krakenie? - zdziwiła się - to również legendarny stwór morski zamieszkujący dna mórz. W legendach jest znany jako Triangul i jest pod władzą Neptuna. Zatapia statki i niektórzy uważają, że jest niepokonany. Ja nie sądzę. - uśmiechnęłam się - wierzę, że jest do pokonania. Nie dość, że jest ogromnych rozmiarów to wiem, że jest czuły na ataki fizyczne.
-
- bo widzisz... podczas mojej małej wycieczki spotkałam gospodarza Głębin, szanownego pana Krakena i chyba mnie nie polubił... - uśmiechnęła się krzywo i dodała - skoro coś o nim wiesz, to mogłabyś mi pomóc. - mrugnęłam do niej myśląc jek dużo może zrobić Lucyfer ze zwykłych glonów.
-
- Oczywiście! - uśmiechnęła się i zaczęła grzebać w znaleziskach - Jakich miksturek potrzebujesz? Na leczenie? Truciznę? A może na niewidzialność? - zapytała się.
-
wyszczerzyła zęby.
- niewidzialność? Trucizna? Jest w czym przebierać co? Przydałoby mi się coś co pomogło by wygnać Krakena... bo zabić by było szkoda.
-
- Hmm.. - zamyśliła się - żeby przegnać..? Czego taki gigant mógłby się przestraszyć? Mogłabym zrobić miksturę, która mogłaby zmienić Ciebie w większego kozaka niż jest on sam.. Ale nie wiem czy się wyniesie. Jak go wyzwiesz do walki i z nim wygrasz to pewno, że się wyniesie.
-
- pójdę coś zjeść... - urwała i odbiegła. (wyszła)
-
Po niedługiej drzemce od pójścia Mici, Lucyfer również zgłodniała. Postanowiła iść coś upolować. (Wyszła)
-
Przyleciała tutaj z Fim'iem. Położyła Irbisa na ziemi. Gdy sama wylądowała, skrzydła Lucy znikły a gepardzica poszła po miksturę na leczenie. Wróciła z drewnianym pudełeczkiem i podała do wypicia Fim'iemu.
-
- Muszę to wypić, prawda? - zażenowany swoją sytuacją spytał.
-
- Mhm - przytaknęła - nawet ładnie pachnie a na rybach jak testowałam to to działało - uśmiechnęła się - wypij to pomorze Ci.
-
- witajcie - Mici szła ostrożnie, by nie rozbolał jej ponownie bok - przepraszam, że was opuściłam, ale moja nowa moc - wizje - wymknęła mi się spod kontroli i byłam przerażona i... - głos jej się załamał - i nie wiedziałam co zrobić. Przed oczami jakieś wersje niemożliwych zdarzeń, a Lucyfer zagrożona... - Mici opanowywała płacz. Czuła się okropnie. Zostawiła przyjaciół samych z Krakenem i im nie pomogła.
-
Wypił posłusznie, to co dała mu Lucyfer. Ufał jej. - Właściwie to ja też opuściłem. - nagle to sobie uświadomił. - przepraszam. - zwrócił się do Lucyfer. Nie próbował się tłumaczyć. Był zbyt zmęczony, głodny i spragniony.
-
- Nie przepraszaj - uśmiechnęła się i przytuliła się do Fim'a. - O cześć Mici. Wygoniłam Krakena z Głębi. No przynajmniej tak mi się wydaje bo uciekł. - powiedziała i spojrzała na Mici.
-
Powoli przypływała mu energia, napój działał. Uznał, że jest wystarczająco na siłach by iść na polowania. No może nie na tyle "na siłach" co po prostu "zbyt zdesperowany". Spróbował wstać... i syknął z bólu. Nie zważał jednak na to. Nie chciał robić z siebie kogoś, kim trzeba się wiecznie opiekować. Powoli uniósł się na łapach.
-
- brawo Lucy! - pogratulowała jej, ale bez zapału. Nie umiała wykrzesać z siebie choćby odrobiny radości. Czuła się podle i miała déjà vu. Odegnała okropne wspomnienia tragedii i zmartwiona spojrzała na Fim'a.
- co ci się stało? Widziałam cię, ale nie miałam jak pomóc...
-
- Zranił się w łapę - powiedziała zanim Irbis zdążył odpowiedzieć.
-
- bolesne i nieprzyjemne - skrzywiła się. Znalazła kolejny powód, dlaczego nie lubi mórz - są tam ostre skały. - o skałę prawda? Ja też się tak zraniłam kilka razy.
-
Spojrzał z wdzięcznością na gepardzicę. Dziękował jej w duchu, że nie musiał teraz rozmawiać. Ruszył w stronę wysokiej trawy, by coś, cokolwiek, upolować. Starał się nie okazywać bólu, który go rozsadzał. Trucizna przestanie działać po około tygodniu. usłyszał w głowie słowa swojego dawnego medyka. Zostało mu jeszcze dwa dni noszenia w sobie trucizny wstrzykniętej poprzez ugryzienie skorpiona.
-
Usłyszał pytanie Mici jakby z oddali, ale zrozumiał.
- Tak. - odpowiedział. Nie chciał teraz rozwlekać się na temat swojej przeszłości.
-
- gdzie idziesz? Widać, że coś cię boli... - powiedziałam do odchodzącego Fimbrethila - powinieneś odpocząć, a ja bym coś upolowała - kontynuowałam, jednocześnie myśląc, gdzie może pójść po ryby.
-
Spojrzała na Fim'iego, który przechadzał się wśród traw. ,,Może poszedł coś upolować'' - przeszło jej to przez myśl. - A tak właściwie Mici jak tam z tymi ciekawymi wizjami? - zapytała się i usiadła na ziemi.
-
-Nie. - warknął prawie niegrzecznie. Natychmiast się poprawił.- przepraszam. Ja tylko idę po coś do jedzenia. I nic mi nie jest. - przywołał na pysk mocno wymuszony uśmiech, ale natychmiast się skrzywił.
-
Spojrzała na Fim'iego zdziwiona, a następnie odwróciła się do Lucyfer i odparła:
- a wizje... widzisz kiedy zobaczyłam obraz jak atakuje ciebie Kraken, to się przeraziłam, spanikowałam i... i przestałam mić nad tym kontrolę i... i widziałam kolejne wersje przyszłości i... i wysiadła mi psychika - łzy długo powstrzymywane popłynęły, nie zostawiając śladów na futrze - i nie mogłam ci pomóc, więc teraz czuję się po prostu podle - dodałam ciszej.
-
- Rozumiem - powiedziała - nie ma nad czym płakać, przecież zwyciężyliśmy Krakena i on uciekł. A nad wizjami faktycznie można coś poćwiczyć. - uśmiechnęła się - nie przejmuj się tym. Hmm.. Kilka wersji mojej przyszłości? No to mam rozbudowaną przyszłość - zachichotała.
-
W końcu dostrzegł jakiegoś gryzonia. Podpełzł do niego, szybko capnął /co sprawiło mu kolejną porcję bólu/ i wrócił do dziewczyn. Raczej wyczuł niż zobaczył, że Mici płacze. Zatrzymał się koło niej, trącił ją łbem i usiadł obok Lucy konsumując swój obiad.
-
- Smacznego - życzyła Fim'iemu Lucyfer.
-
- Dzięki. - odparł pomiędzy kęsami. - Powiedz, Mici, jak to jest z Twoimi wizjami.
-
Uśmiechnęła się lekko.
- smacznego - życzyła Fim'owi i powiedziała do Lucy - wiesz, raczej czarne scenariusze... ale w jednym stało się z tobą coś nie wytłumaczalnego, byłaś nagle czymś innym, czymś złym... wiesz co to było? - spytała i spojrzała badawczo na Lucy.
-
- trza było słuchać - roześmiała się. Dawny smutek się ulotnił - widzę najbliższą przyszłość, no i nie umiem do końca nad tym panować - odpowiedziała.
-
-mhm... - zamyślił się. - fascynujące... doprawdy fascynujące - mówił jak w amoku. - czyli, że możesz przewidzieć na przykład to, że zaraz pocałuję Lucy? - obnażył zęby w szerokim uśmiechu.
-
roześmiała się.
- tak, ale to męczące. I nie krępuj się - teatralnie zamknęła oczy, cały czas chichocząc.
-
- Czymś złym..? - zamyśliła się. Pierwsza myśl jaka jej wpadła do głowy, że Lucy zmieniła się w Lucyfera I. Nie sądziła, że mogłaby to zrobić dla własnej samoobrony. - Chyba taak.. - przytaknęła nieśmiało - chyba chodziło Ci o moją zmianę ciała z ciałem Lucyfera I do samoobrony.. Wtedy bym była ogromną czarną panterą, heh - zachichotała - serio? - zdziwiła się pytaniem Fim'iego i uśmiechnęła się.
-
- Tak. - szepnął. Pocałował Lucyfer. - Więc potrafisz zmieniać się w diabła. To także fascynujące. - szkoda, że mi wcześniej nie powiedziałaś dodał w duchu.
-
Cały czas się uśmiechała i cały czas miała zamknięte oczy, ale trybiki w jej głowie poruszały się niezwykle szybko. Lucyfer I? To chyba dlatego tak się nazywa, ale dlaczego mi nie powiedziała...? Odpuściła sobie takie myśli i lekko podejrzała.
- mogę już...?
-
- No mogę ale też jest limit. Jak zawsze. - zachichotała - ale od razu mówię, że nie jestem taka jak Lucyś! Nie jestem starym demonem siejącym strach i zniszczenie swoim pojawieniem! - zaśmiała się.
-
-Tak, możesz. - zaśmiał się.
-
- no to dobrze - Mici z niewiadomych przyczyn dostała ataku śmiechu.
- i nie nie wiem co tu było śmiesznego - powiedziała do parki próbując się opanować.
-
-Ja też nie. - Fim uniósł brew w niemym zdziwieniu.
-
Przyglądała się śmiejącej się Mici. - Ale coś w końcu musiało Cie rozśmieszyć - zachichotała.
-
- Szczerze powiedziawszy to też chciałbym wiedzieć. Nie jesteś chyba z Altruizmu, by uważać, że publiczne okazywanie uczuć jest okropną zniewagą i oznaką samolubstwa.
-
- a bo ja wiem co! - teraz śmiała się bez opanowania. Co mnie dziś dopadło?, zadawała sobie pytanie, ale zamiast odpowiedzi miała śmiech.
- może wy...? - zastanowiła się głośno. - a może to moja głupia radość, że teraz na Głębi można pływać spokojnie...?
-
- To by było dość dziwne - zachichotała
-
- No nie wiem. - z udawaną powagą zwrócił się do Lucy. - może ona faktycznie w dzieciństwie żyła we frakcji Altruizmu, co? Z jej zachowaniem to bardzo prawdopodobne, nie uważasz?
-
- Nie wiem - powiedziała - ja nie oceniam książki po okładce a kota po wyglądzie - uśmiechnęła się.
-
Jakoś się opanowała.
- hmmm...Lucy, wiesz kto tu jest przywódcą? Pewnie ten ktoś chciałby/chciałaby usłyszeć o głównie twoim wyczynie... I nie nie jestem ani nie byłam w Altruiźmie. Prędzej jacyś Serdeczni... - zwróciłam się do Fim'iego.
-
- Taak, znam przywódcę. Ale naprawdę nie ma się czym chwalić, heh..
-
-Ależ ja też nie. - powoli nie mógł opanować śmiechu, ale nadal starał się zachowywać kamienną twarz... pysk znaczy się. - ja ją oceniam po zachowaniu. - w tym momencie wybuchnął nieopanowanym śmiechem i zaczął się tarzać po ziemi jak Mici.
-
Spojrzałam udawanie poważnym wzrokiem na Fimbrethila i skomentowałam:
- spóźniony zapłon ma facet.
I sama zaczęła się śmiać.
-
- Tak. Wiem. Już mówiłaś, że jestem nieogarnięty. - wykrztusił pomiędzy napadami śmiechu. - A ty co, Lucy? Coś taka poważna?
-
- Czemu się śmiejecie? - zdziwiła się - jakoś tak dziwnie, że tylko ja się nie śmieje.. - przyznała niechętnie - wcale nie jestem poważna! - oburzyła się - i nigdy bym nie chciała! Życie poważnego ponuraka jest nudne.. - zachichotała.
-
Jeszcze parskając powiedziała do Lucyfer:
- jak się nazywa, no wiesz przywódca? Może lepiej go poinformować o tym...? - znowu wydała odgłos podobny do kichnięcia, dusiła się ze śmiechu.
-
-O! Już nie jesteś taka spochmurniała - trochę się opanował i kuśtykając podszedł do Lucy. Opadł obok niej. Przypomniało mu się o bólu w łapie. Dziwne pomyślał podczas śmiechu o wszystkim się zapomina.
-
- Nazywa się Cermor. - odpowiedziała na zadane jej pytanie - naprawdę nie ma się czym chwalić - powiedziała niechętnie - to naprawdę żaden wyczyn pokonać Krakena.
-
-"Nie ma się czym chwalić"? OSZALAŁAŚ? - wzburzony spojrzał na Lucyfer. - To przecież niesamowite!
-
Mici również się ogarnęła i przysiadła naprzeciwko pary.
- ładnie razem wyglądacie. Tak... no dobra nie wiem dokładnie jak, ale pasujecie - lekko się poplątała.
-
- No nie ma.. Heh - zachichotała i położyła się obok Fim'iego - to żaden wielki wyczyn.
-
- Jeżu jaka ty skromna - wywrócił oczami. - Weź się lepiej ogarnij. Chodź, idziemy do niego i powiemy mu o Twoich wyczynach. - powiedział, ale zdał sobie sprawę, że bez pomocy nie wstanie.
-
- "żaden wielki wyczyn"! Kobito, ty tam przyzwałaś węża morskiego, a on przez to kuleje! "żaden wielki wyczyn"! Co jak co, ale ty powinnaś jako pierwsza myśleć o powiedzeniu o tym przywódcy! - powiedziała udając oburzenie.
-
- Wszyscy uważają, że jesteś bohaterką, tylko nie ty. Schizowe. - uznał.
-
- Ale nie wiadomo gdzie on jest. - odparła - Przez długi czas go już nie spotkałam.. Dziwne to trochę. - zamyślała się i położyła głowę na ziemi - ale naprawdę, przyzwanie węża to nic wielkiego.. - zachichotała.
-
- Już przestań. - znowu wywrócił oczami. Pocałował Lucyfer w szyję i z zadowoleniem mruknął: - Wiemy, że rozpiera cię duma.
-
- Eee tam.. - zaśmiała się. Podniosła głowę i trąciła nosem głowę Fim'iego.
-
- "nic wielkiego", "nic wielkiego". A ty bzdury wygadujesz! - kontynuowała - nie bądź taka skromna. Na Głębiach jest dużo smacznych ryb, a dzięki tobie można z tych zasobów korzystać. Przywódca albo Zastępca na pewno się pojawi i mu powiemy. Prawda?
-
- Nie ma się czym chwalić. A to, że można teraz polować na ryby pływające w Otchłani to bardzo dobrze - uśmiechnęła się
-
- ech ci skromni... Altruistka - mrugnęłam do niej.
-
- I w dodatku to twoja zasługa.
-
- Nie do końca.. - westchnęła - to przecież Mici zaciągnęła nas na Głębie. - powiedziała.
-
- nie umniejszaj swoich zasług. Przecież ja tam tylko wrzeszczałam. - powiedziała. Owszem zaciągnęła tam ich, ale tylko tyle. To była zdecydowanie zasługa Lucyfer.
-
- Oj, no dobrze nie będę się już z wami spierać - zachichotała i przytuliła się do Fim'iego.
-
Również odpowiedział przytuleniem. Jej futro było takie miękkie. - Znacie jakieś fajne miejsce by zaspokoić pragnienie? Spytał nagle.
-
- Jest Wodopój Cerva - odpowiedziała - fajne miejsce - uśmiechnęła się.
-
-dzięki - mrugnął do niej. Fim znowu spróbował wstać i tym razem mu się udało. Choć łapa nadal boli zmusił sie na pożegnalny uśmiech. /wyszedł/
_______________
Ja muszę iść ;_; papa
-
ziewnęła. Po chwili poczuła głód.
- wiecie co - powiedziała i wstała - ja lecę coś zjeść.
Odbiegła w krzaki. (wyszła)
niestety ja też - samo się nie posprząta xd
-
Lucy zdrzemnęła się chwilę od pójścia Fim'iego i Mici. Postanowiła iść poszukać roślin górskich.
-
Przyszła z nowymi roślinami. Położyła je na ziemi i położyła się obok.
-
Przyszedł i rozglądnął się. Wciągnął w nozdrza zapach świeżo zebranych roślin i dojrzał Lucyfer leżącą obok swoich zbiorów. Przysiadł się do niej.
-
Przytuliła się do Fim'iego i zamknęła oczy. Po chwili zasnęła w spokoju obok ukochanego Irbisa.
-
Jeszcze chwilę obserwował terytorium i również zasnął. Zasnął nie zasypiając, a czuwając.
-
Obudził się. Z nawyku nie od razu pokazał wszystkiemu, że już nie śpi. Dopiero, kiedy zrozumiał, że nikogo oprócz Lucyfer w pobliżu nie ma, otworzył szerzej oczy i dokładniej się rozglądnął. Ciepły, wieczorny wietrzyk delikatnie muskał irbisa. Wstał. Łapa już go tak nie bolała, no tak pomyślał działanie trucizny mija. W końcu czuł się w pełni sił. Tylko trochę spragniony. Podszedł więc do wodopoju i zaczął chłeptać. Jednak zmysły nadal pozostawały wyostrzone, nie mogły się wyłączyć. Nie u niego.
-
Uznał, że wystarczająco się napoił i począł szukać co wygodniejszego miejsca do obserwacji. Znalazł. Na oko wygodne, na jakimś zamszonym dawno załamanym stopniu u szczytu schodów. W miarę odgrodzony, lecz nie na tyle by przesłaniać widok, no i do tego w górnej części. Idealny pomyślał Fim. Nie budząc, zabrał tam Lucy i ułożył się tak, by nikt go nie widział, lecz by on widział wszystkich. I obserwował.
-
Weszła. Blue dotarła do jakieś budowli, tfu, ruiny budynku od tyłu. Wdrapała się na drzewo i z najwyższej gałęzi dostała się na jej szczyt. Spojrzała z góry na roztaczający się teren, ale nie dostrzegła nikogo. Chociaż... W którymś momencie zauważyła drobny ruch, spojrzała więc w dół. Zauważyła jakiegoś śpiącego najwyraźniej kota i śnieżną panterę, oba koty były na jakichś schodach i chyba jej nie zauważyły. Blue ostrożnie zeszła bokiem ruiny i zatrzymała się kilka metrów od kotów. Nie mogła iść dalej, gdyż utworzyła się tu mała przepaść.
- Witajcie. Jesteście ze stada Cienia? - spytała podejrzliwie.
-
Z początku jej nie dosłyszał, lecz kiedy ponowiła pytanie odwrócił się. - Witaj. - oparł. - owszem, ze stada Cienia. Ty też wyglądasz na taką, a nawet jak jesteś Świetlikiem, to nie mam zamiaru podchodzić do Ciebie nieprzyjaźnie. - uśmiechnął się blado. Miał nadzieję, że Przybysz zrozumie, że Fim nie chce walczyć zw względu na śpiącą obok gepardzicę.
-
- Ja również. Dlaczego miałabym chcieć z Tobą walczyć? - spojrzała ze zdziwieniem na irbisa. Wydawał się przyjazny.
-
- nie wiem. - przyjrzał się jej ciekawie. - wyglądasz na taką z Cienia, ale po 'własnych' terytoriach poruszasz się raczej niepewnie. - natychmiast się zganił i poprawił - wybacz, nie chciałem cie urazić. Z natury jestem zrzędą. - wyszczerzył się.
-
- Nie dziwota, jestem tu nowa. Pierwszy raz jestem na tych ziemiach. Chociaż nie, byłam jeszcze w lesie, gdzie był jakiś kot, który na mnie nasyczał i szybko uciekł - odpowiedziała irbisowi.
-
- dobra, niech Ci będzie - nir chciało mu się wydawać w rozmowy z nieznajomymi a w dodatku był zmęczony. - My tu gadu gadu a mi się nie chce. Dobranoc. - mruknął i zasnął. Zasnął nie zasypiając lecz czuwając.
-
Po zachowaniu kota wywnioskowała, że ten zraził się do niej przez to, że powiedziała, iż jest nowa. *A przed chwilą rozmawiałeś ze mną jakby nigdy nic, czerstwy kretynie* pomyślała Blue. Klan Cienia nie odznaczał się wyjątkową inteligencją zasypiając przy "groźnej nieznajomej". Blue nie spodziewała się zresztą niczego innego. Karakal położył się w cieniu budynku i obserwował z rozbawieniem bezbronną parkę. Mogła w jednej chwili doskoczyć nań i zabić ich, ale nie miałaby wtedy z nich żadnego pożytku. Postanowiła wtopić się w tło tego stada.
-
Lucyfer się obudziła. Z oddali zauważyła jakiegoś kota. Przypominał trochę tego kota z, którym ostatnio walczyła i zmienił ją w lud mimo iż nic jej nie zrobiła. Lucy wstała, rozciągnęła się. Spojrzała groźnym wzrokiem na karakala. Usiadła obok Fim'iego. Nie spuszczała wzroku od nieznajomej.
-
Poczuł, że Lucy się obudziła i przysiadła. On też wstał. - Dzień dobry. - mruknął czule, a kiedy dostrzegł to, w co wpatruje się Lucyfer, zmrużył wściekle oczy. - Przyszła do nas, kiedy spałaś. Porozmawialiśmy chwilę, powiedziała, że jest z Cienia, ale coś w jej chodzie mi się nie podobało. Stąpała ostrożnie i czujnie. Cienie we własnej lecznicy nie powinni się tak zachowywać. Poza tym kiedy spytałem jej o stado, oburzyła się, aż za bardzo. Po krótkiej wymianie zdań ona odeszła w tamto miejsce, gdzie jest teraz, a ja się położyłem i czuwałem.
-
- Ona kłamie - mruknęła ponuro patrząc na dziwnego kota - spotkałam się z podobną do niej i zamroziła mnie dzięki swojej laleczki kilka razy.. Nic ciekawego. Muszą być spokrewnione albo coś. Ja jej nie wierzę. - westchnęła - nie mam zamiaru tolerować tego, że na naszych ziemiach chodzi ktoś taki jak ona.
-
- Chcesz... walczyć? - zdziwiony popatrzył na Lucyfer. On raczej się do tego nie rwał, ale jeśli Lucy będzie walczyła to on wręcz nie ma prawa tylko patrzeć na to bezczynnie lub, co gorsza, pójść gdzieś. Oczywiście, praca nakazuje by nie pozostawał w jednym miejscu dłużej niż dwa dni, bo jest Zwiadowcą, ale myśl, że mógłby zostawić Lucyfer była po prostu głupia.
-
- Hmm.. No wiesz, przywódca zakazał mi walczyć bo mam najpierw ,,porozmawiać''. Ale i tak jej nie wierzę. - westchnęła - Mogłabym wezwać tutaj jakiegoś starego smoka, ale nie wiem czy pozostawienie tutaj ogromnej jaszczurki coś da. I poza tym zniknie po jednym dniu.. - zamyśliła się.
-
- Nie wiem... - zamyślił się - moglibyśmy kogoś z Cienia wezwać, ale jest dość wcześnie, inni jeszcze śpią - choć nie powinni przemknęło mu przez myśl i ze zdziwieniem uznał, że naprawdę jest z tego powodu zły. No cóż, nic nie poradzi. - Nie chcę opuszczać tego miejsca pozostawiając je na pastwę tej kocicy, ale nie mogę tu zostać. - pokręcił łbem. - czemu ja wybrałem Zwiadowstwo...
-
- Spokojnie ja tutaj mogę zostać. Już raz odbudowałam to miejsce. Nic się nie stanie jak zrobię to drugi raz. - odparła - a poza tym, umiem się bronić. - uśmiechnęła się do Fim'iego.
-
- Dobra, ale obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego i powiadomisz mnie, jak coś się stanie, okey? Nie chcę żebyś myślała, że w ciebie wątpię, ale po prostu nie chcę cię stracić. - pocałował ją w czoło i oddalił się. /wyszedł/
-
Odprowadziła Fim'iego wzrokiem i znów spojrzała na karakala. Nie znosiła ich rasy. - Są tacy nachalni - pomyślała i zaczęła rozdzielać rośliny.
-
- Cześć. - wparadował na te tereny zapominając o powadze sytuacji. - Jak tam nasz ukochany gość? - zapytał ironicznie i położył się obok Lucyfer.
-
- Nadal śpi - westchnęła - żadnych oznak życia - odparła
-
- Może umarła? - zapytał z nadzieją w głosie. Podszedł do niej i delikatnie trącił ja łapą. Nic. - Nie żyje. Zrzućmy ją z urwiska, a problem sam się rozwiąże. -zasugerował śmiejąc się i wrócił na miejsce.
-
- Heh, nie sądzę - zachichotała - jak by nie żyła to by nie oddychała. A oddycha. - powiedziała i spojrzała na nowego.
-
- Kurdę... nie pomyślałem. - udał minę dzieciaka, który właśnie coś przeskrobał, ale teraz przeprasza i oczekuje, że kara go ominie. - Wiesz, że nie mogę tu zostać. - bardziej stwierdził niż zapytał.
-
- Czemu? - zdziwiła się i spojrzała na Fim'iego pytającym wzrokiem.
-
- Dalej muszę iść na zwiady. - westchnął zażenowany - ale nie chce mi się. - położył się koło niej. - za chwilę pójdę.
-
- Ja nie muszę chodzić na takie rzeczy - zachichotała - ja zbieram roślinki.
-
- Ale pomóc byś mogła - udał gniew. Odwrócił się od niej teatralnie i odszedł od niej "obrażony" Wychodząc jednak puścił do niej oko.
-
_________________
Zaczyniacie mnie wkurwiać powolutku, a jestem tu niedługo. Dwa jasnowidze się wnet znalazły? Nagle jestem podobna do Lulu i od razu nas rozpoznaliście, hympf? Czyli jak są dwa gepardy to też muszą być od razu siostrami, nie? Od razu wszystko wiecie, no pewnie! Jeszcze najlepiej od razu domyślcie się każdego mego ruchu. Zjeby. Nara szpara.
-
_______________________________
Lucyfer ma podejrzenia ze ty z światła a nie z cienia. A poza tym już spotkała się raz czy dwa (nie pamiętam już) z Lulu i zapamiętała jej zapach a ty możesz mieć podobny.
-
Nikt nie powiedział, że jesteśmy pewni, że jesteś ze Światła. Po prostu wymieniamy spostrzeżenia. Tu historię się tworzy wypowiedziami różnych ludzi, a nie tak jak Ty chcesz. Ja na początku powiedziałem, że Fim się usadowił w takim miejscy, że go nie widać. Ty powiedziałaś, że go zobaczyłaś. Więc ja powiedziałem, że on zrozumiał, że ty nie jesteś z Cienia. Proste.
Z poważaniem,
Fimbrethil
-
// Nie mam do was już żadnych pytań. Ale dziękuje, za wypierdolenie z forum kilku ostatnich osób ( : //
-
Lucyfer zaczęła odczuwać głód. Postanowiła iść coś upolować. Wyszła.
-
Wyszedł tuż za Lucyfer.
-
Wszedł sobie i podpalił jakieś drzewko.
-
Wyszedł.
-
Wszedł tu i położył się na schodach. Zasnął
-
Obudził się. Wstał, ziewnął i rozglądnął się trochę. Nie zauważając nic ciekawego stworzył przed sobą portal i wszedł do środka. Portal się za nim zamnął. (Wyszedł)
-
Weszła ostrożnym krokiem, by zraniona łapa nie bolała aż tak i spojrzała na pudełka zrobione przez Lucyfer. Przypomniała sobie jej instrukcje, czarny krzyżyk to trucizna, a gładkie to lekarstwo... Wzięła najniżej leżące pudełko, które na szczęście zawierało lekarstwo i położyła się tak by móc coś z raną poradzić. Pierwszym jej ruchem było ostrożne wyjęcie szkiełka, które jak się wbiło, tak zostało. Zawyła z bólu i dokładnie wylizała łapę. Następnie otworzyła pudełko i polała kilkoma kropelkami wywaru ranę. Zapiekło okropnie, a gdy przestało, to po ranie zostało lekkie zaczerwienienie. Mici spojrzała na łapę stanęła na niej i usatysfakcjonowana odstawiła pudełko (nie na miejsce) i odeszła szczęśliwa.
-
Wszedł tutaj o dziwo nie przez portal, jak to miał w zwyczaju. Rozejrzał się ale nikogo nie zauważył. Stworzył portal do jakiejś jaskini, niedostępnej dla nikogo oprócz niego i wszedł. Po zastanowieniu jednak opuścił jaskinię i zamknął portal. Usadowił się na schodach w wygodnym miejscu. Chciał się przespać ale i to mu nie odpowiadało. Tworząc jednorazowy portal wyszedł